Felietony Adama Czejgisa - Przy sobocie - Papier w mięso, mięso w papier
Warszawa, początek lat osiemdziesiątych XX wieku (jeszcze przed kartkami):
Warszawa, początek lat osiemdziesiątych XX wieku (jeszcze przed kartkami):
55-cio letnia Natalia - córka, matka, żona, babcia - wyszła na polowanie. Łowy rozpoczęły się szczęśliwie, tuż za rogiem "u rzeźnika" świeża extra dostawa. Kiełbasa, salceson, słonina, kości i kolejka nie za długa.
Po dwóch godzinach dostała się przed majestat korpulentnej, mocno nerwowej "pani kierowniczki" i stał się cud, wszystkiego starczyło. Przy wydawaniu reszty sprzedawczyni pomyliła się o znaczną kwotę na korzyść Natalii. Ta, zauważywszy pomyłkę, natychmiast zwróciła pieniądze ekspedientce. Na pyzatej mokrej twarzy "pani kierowniczki" pojawił się podobny do uśmiechu bolesny grymas. W tym samym czasie, pakowana do szmacianej torby owinięta w skrawek szarego papieru kiełbasa wypadła z powrotem na ladę. Natalia, widząc uśmiechniętą "kierowniczkę", odważyła się poprosić o dodatkowy kawałek papieru. W odpowiedzi usłyszała, że jest niezdara, że trzęsą się jej ręce, pewnie od nadużywania wiadomo czego, a papier to jest pod wydział.
Tego dnia "szczęście" nie opuszczało Natalii. W sklepie obok rzucili papier toaletowy - cud. Stojąc w kolejce, zauważyła, jak drab jakiś gmera w torebce starszej pani. Głośno ostrzegła ofiarę. Wtedy inny drab przystawił zarośniętą facjatę do jej ucha i warknął nieświeżo: - Cicho, stara ruro, jak ci życie miłe. Natalia nie umilkła - złodzieje uciekli.
Zakupy udały się znakomicie. Tylko domownicy nie rozumieli, dlaczego Natalia nie chce z nikim rozmawiać i tylko pochlipuje po kątach.
Dopiero po kilku tygodniach podzieliła się z rodziną opowieścią o owym polowaniu. Na pytanie, dlaczego nie chciała wcześniej o tym mówić, odpowiedziała, że się wstydziła. Wstydziła się za swoich krajan z tej ulicy, z tego miasta, z tego kraju - z tego całego świata. Wstydziła się i bała. Bała się, że jej mąż trochę raptus, były partyzant z Wilna i Suwalszczyzny, zrobi awanturę "u rzeźnika" i pobiegnie łapać złodziei. Bała się jeszcze większych nieprzyjemności.
Cóż o Natalii powiemy dzisiaj, pół wieku później? My, co coraz słabiej pamiętamy tamte ponure czasy. My, którzyśmy coraz bardziej rozleniwieni naszymi wolnościami i względnym dobrobytem. Cóż powiemy o tamtej Natalii, my Polacy, którzy w większości jak balony fruwamy od ściany do ściany, po uszy napompowani niedorzeczną pewnością, że nic złego stać się nie może, Że wolność i dobrobyt zagwarantowane mamy na wieczność przez NATO, przez Unię Europejską, przez USA.
Jakbyśmy nie myśleli o Natalii, dobrze czy źle, to w jednym pewnie będziemy zgodni: Natalia wówczas "nie miała kart" i dlatego przegrała. Inaczej niż my dzisiaj – same tuzy za pazuchą.
Tyle, że niewiele lat później, to ta Natalia i jej podobni bez żadnych kart w rękach i w rękawach pokonali światowe mocarstwo ZSRR i cały Układ Warszawski. Bo oni mieli charaktery, bo mieli odwagę być uczciwymi wtedy, gdy Polska szwindlem stała.
Tak to już jest, że im czasy bardziej ponure, tym lepiej widać, kto jest kto. A im spokojniej, im dostatniej, tym bardziej widok nam się rozmywa. I męty trudniej spostrzec i odcedzić.
Adam Czejgis.