Rodzina zmarłego na plebanii w Drobinie domaga się działań prokuratury i diecezji
W rozmowie z Wirtualną Polską rodzina zmarłego na plebanii w Drobinie Konrada, żali się na brak współpracy ze strony służb i diecezji płockiej.
30.10.2024 22:12
Do zdarzenia, o którym mowa doszło w sobotę 7 września. Jako pierwsza o sprawie poinformowała Rzeczniczka Diecezji Płockiej Dr Elżbieta Grzybowska. W specjalnym komunikacie na stronie diecezji rzeczniczka napisała:
- W związku z tragicznym zdarzeniem, jakie miało miejsce w parafii Drobin w dniu 7 września 2024 roku – znalezieniem ciała martwego mężczyzny w mieszkaniu wikariusza – przekazujemy, że natychmiast po otrzymaniu informacji z parafii biskup płocki pojechał na miejsce zdarzenia. Podjął kroki zmierzające do wyjaśnienia tej dramatycznej sytuacji. Nawiązana została współpraca z policją. Wikariusz został natychmiast zawieszony w swoich obowiązkach, otrzymał polecenie opuszczenia parafii i zamieszkania poza nią, do czasu wyjaśnienia sprawy. Łączymy się w bólu z rodziną zmarłego. Wyrażamy głębokie ubolewanie i smutek z powodu tej tragedii - możemy przeczytać w informacji.
Ksiądz Grzegorz zaistniałą sytuację miał tłumaczyć tak, że doszło do napadu i broniąc się doprowadził do śmierci mężczyzny. Natychmiast na miejsce zdarzenia przyjechał Biskup Płocki, który zawiesił wikarego w sprawowaniu posługi duszpasterskiej i miał zamieszkać poza parafią.
Choć na początku mieszkańcy nie chcieli komentować sprawy i uważali, że biskup zachował się karygodnie, ponieważ - "wygnał młodego księdza" - teraz pojawiają się głosy, że na plebanii często dochodziło do przyjęć zakrapianych alkoholem, na które przyjeżdżali także inni księża, ale także kobiety.
Według wstępnych ustaleń do śmierci mężczyzny doszło w wyniku nagłej niewydolności krążeniowo-oddechowej - przekazał Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Płocku Bartosz Maliszewski. Jednak jednoznaczną odpowiedź poznamy za kilka tygodni, gdy przyjdą wyniki toksykologiczne.
Wikary żąda przeprosin
Według ustaleń dziennikarz Wirtualnej Polski wikary z Drobina, którego dotyczy sprawa, wysłał do Konferencji Episkopatu Polski, biskupa płockiego i proboszcza w Drobinie pismo, w którym chce przeprosin i zadośćuczynienia.
Wikary po opuszczeniu parafii w Drobinie ma zamieszkiwać 70 kilometrów dalej. Choć kuria nie komentuje sprawy, dziennikarze potwierdzili tę informację w dwóch niezależnych źródłach. W planach jest ponoć przeniesienie duchownego w stan świecki.
Wikary i 31-latek, którego ciało znaleziono na plebanii znali się już wcześniej i spotykali. Ksiądz Grzegorz o godzinie 17 w sobotę odprawiał ślub, a po powrocie z uroczystości miał zauważyć, że 31-latek potrzebuje pomocy, więc poprosił gosposię, żeby zadzwoniła na numer alarmowy.
Do tej pory w sprawie nikomu nie przedstawiono zarzutów.
Rodzina przerywa milczenie
Siostra Jolanta i szwagier zmarłego Konrada rozmawiali z dziennikarzami Wirtualnej Polski. Powiedzieli, że nie mogą doprosić się podjęcia kolejnych działań zarówno od prokuratury, jak i diecezji płockiej.
- W dniu tragedii bliscy Konrada czekali, aż zgodnie z zapowiedzią przyjedzie do rodzinnego domu na wsi, która znajduje się 20 minut od Drobina. Na co dzień mężczyzna mieszkał i pracował w Kutnie. Niemal co drugi weekend odwiedzał dom rodzinny w niewielkiej wsi na Mazowszu. Drobin jest po drodze z Kutna. Konrad za czasów studiów był kelnerem w knajpie w tej miejscowości, dlatego dobrze znał to miejsce. Było to zanim jeszcze sprowadził się tutaj wikariusz Grzegorz S. - dowiedzieli się dziennikarze Wirtualnej Polski.
Rodzina nie wiedziała o znajomości Konrada z wikariuszem. Nie mieli także pojęcia, że mężczyzna przebywał na plebanii w Drobinie.
- W sobotę tata zaczął do niego dzwonić od godziny 9. Zazwyczaj o tej porze Konrad już odbierał. Początkowo myśleliśmy, że jeszcze śpi, ale gdy później nadal nie odbierał ani nie oddzwaniał, zaczęliśmy się denerwować. Około 16.30 telefon Konrada odebrał mężczyzna, który przedstawił się jako Grzegorz. Tata rozłączył się, myślał, że to pomyłka, bo głos brzmiał bardzo dziwnie. Spróbował zadzwonić kolejny raz jednak znów bezskutecznie - opowiada pani Jolanta - czytamy w artykule wp.
Rodzina pojechała do mieszkania Konrada w Kutnie, gdzie sąsiedzi powiedzieli bliskim, że Konrad wychodziłam spakowany w piątek wieczorem. Siostra zmarłego opowiada, że cały czas wyświetlał się status aktywności w aplikacji Messenger 31-latka, co zmyliło ich trop.
W sobotę rodzina sprawdziła szpitale i chciała złożyć zawiadomienie o zaginięciu, jednak wstrzymali się ze względu na utrzymujący się cały czas status aktywności Konrada w aplikacji. Mężczyzna jednak nie odpisywał na żadną wiadomość.
Rodzina o śmierci 31-latka dowiedziała się 18 godzin po stwierdzeniu zgonu. Do przejętych bliskich nikt nie zdzwonił, choć na plebanii pojawiła się rodzina wikariusza i biskup.
- Proboszcz powiedział nam, że Konrad leżał w łóżku ubrany w spodenki. Nie miał koszulki. Jak wikariusz wrócił ze ślubu, kazał gosposi dzwonić po pogotowie. Na plebanie przyjechał biskup, który wydał polecenie, by zadzwonić po rodzinę księdza. Przyjechali go zabrać jeszcze tego samego dnia - kontynuuje siostra zmarłego w rozmowie z Wirtualną Polską.
Rodzina nie mogła znaleźć także wszystkich rzeczy osobistych Konrada:
- Po zgłoszeniu naszemu mecenasowi całej sprawy prokuratura odpowiedziała, że nie wie, co się stało z tymi rzeczami. Okazało się, że były w posiadaniu wikariusza Grzegorza. Po kilkunastu dniach te przedmioty przyszły w paczce z adnotacją od kancelarii reprezentującej księdza, że prokuratura nie zabezpieczyła ich w miejscu zdarzenia. Jak to jest możliwe - pyta się pani Jolanta i dodaje, że telefon był zresetowany do ustawień fabrycznych i owinięty taśmą - mówi rodzina w Wirtualnej Polsce.
Prokurator, który zajmuje się sprawą z Prokuratury Rejonowej w Sierpcu, według ustaleń Wirtualnej Polski, ma zakaz wypowiadania się o sprawie.